Zdaniem ambasadora Stanów Zjednoczonych w Libii, Gene’a Cretza, w rezultacie przedłużającego się konfliktu miedzy reżimem pułkownika Muammara Kadafiego a siłami rebelianckimi mogło zginąć od 10 do 30 tysięcy osób. - Otrzymujemy, także od naszych informatorów w Trypolisie i na zachodzie kraju, relacje o zwłokach leżących na plażach – zaznaczył dyplomata, dodając, że faktyczna liczba ofiar będzie znana dopiero po zakończeniu starć.
Amerykański ambasador oznajmił również, że nie ma żadnych sygnałów, które mogłyby wskazywać na to, że wojska libijskiego przywódcy respektują zawieszenie broni, które ogłosił sam pułkownik. - Kadafi i jego kaci nie mają zamiaru zakończyć przemocy i rozlewu krwi – stwierdził Gene Cretz.
Rewolta przeciwko Muammarowi Kadafiemu rozpoczęła się w połowie lutego w Bengazi od ulicznych protestów, które usiłowały spacyfikować siły bezpieczeństwa. Zamieszki szybko przeobraziły się w konflikt zbrojny, w który 19 maca zaangażowała się międzynarodowa koalicja (m.in. Francja, Wielka Brytania i Włochy), a następnie NATO.