Z informacji uzyskanych przez tygodnik "Wprost" wynika, że do zera stopniały szanse na poznanie nagrania rozmowy telefonicznej Lecha Kaczyńskiego przeprowadzonej z pokładu Tu-154. Duńczycy, którzy mieli ją przechwycić, twierdzą, iż nie posiadają takiego zapisu.
Blisko rok temu polscy prokuratorzy wojskowi zwrócili się do duńskich władz z prośbą o udostępnienie nagrania rozmowy, która miała zostać zarejestrowana 10 kwietnia 2010 roku. Duńczycy mieli tego dokonać za sprawą nasłuchu satelitarnego prowadzonego na trasie przeplotu prezydenckiego samolotu.
24 czerwca ubiegłego roku prowadzący śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem otrzymali odpowiedź duńskiego Ministerstwa Sprawiedliwości. Władze w Kopenhadze oznajmiły, że nie dysponują takim zapisem.
Z zeznań złożonych w prokuraturze przez Jarosława Kaczyńskiego wynika, że brat dzwonił do niego z telefonu satelitarnego około godziny 8:20. Rozmowa miała dotyczyć zdrowia ich matki. Połączenie zostało zerwane po minucie.
Przypomnijmy, że do katastrofy prezydenckiego samolotu doszło 10 kwietnia 2010 roku o godzinie 8:41. Maszyną tą polska delegacja zmierzała do Katynia na uroczystości związane z 70. rocznicą zamordowania tam polskich oficerów przez radzieckie NKWD. Tragedia miała miejsce w pobliżu lotniska Smoleńsk-Północny. Zginęło w niej 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Ponadto śmierć ponieśli ministrowie, parlamentarzyści, szefowie centralnych urzędów państwowych, dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych, a także oficerowie BOR i członkowie załogi samolotu.